niedziela, 30 grudnia 2012

2. It's such a wonderful life

          Madelaine siedziała w kuchni i pustym spojrzeniem wpatrywała się w ścianę. W jednej dłoni trzymała kubek z kawą, w drugiej cienkiego papierosa. Od dwóch tygodni jej jedynym posiłkiem były kruche herbatniki – nie miała ani siły, ani ochoty przygotować sobie czegoś lepszego. Chodziła ubrana jedynie w najdroższą bieliznę, jakby chcąc sama kontemplować swoją urodę. Godzinami oglądała swoje odbicie w lustrze: długie włosy, czerwone usta, zielone oczy. Szczupłe ciało, płaski brzuch, krągłe piersi. Talia osy, pośladki i nogi bogini. Po jakimś czasie to wszystko przestało robić na niej wrażenie, czuła wręcz obrzydzenie do swojego ciała. Czasami orientowała się, że siedzi w wannie pełnej zimnej wody, chociaż doskonale pamiętała, że wchodziła do łazienki, w której powietrze było ciężkie od temperatury cieczy. Potrafiła spać czternaście godzin na dobę. Najczęściej w objęcia Morfeusza wpadała w ciągu dnia. Nocami krztusiła się szlochem i wypalała ogromne ilości tytoniu. Nie wychodziła z domu, dlatego była zmuszona sama skręcać sobie papierosy, które rozpadały się w dłoniach. Ze łzami szczęścia odnalazła zagubioną paczkę pod łóżkiem. Co doprowadziło ją do takiego stanu? Dlaczego czuła się jak zaszczute zwierzę?

           Cztery tygodnie wcześniej kobieta robiła zakupy w osiedlowym supermarkecie. Cały czas miała w głowie noc spędzoną z Charlesem i to wizja jego pocałunków opanowała jej umysł. Incydent w kuchni mężczyzny zepchnęła gdzieś w zakamarki swojego mózgu. Być może jej kochanek miał po prostu ekscentrycznych znajomych? Nie obchodziło jej to, liczył się tylko on. Widziała go w każdym mijanym mężczyźnie, chował się za sałatą w lodówce, wplątywał między nitki makaronu podczas codziennego obiadu. Dlaczego nie potrafiła o nim zapomnieć? Przecież nic ich nię łączyło, przynajmniej na razie nie poznała żadnych jego zainteresowań. Kilka godzin wywróciło jej świat do góry nogami. Pamiętała złoty odcień jego włosów, krzywiznę ust, zatopione w niej dumne spojrzenie, pierwsze zmarszczki wokół oczu, dłonie uczące ją, jak osiąga się spełnienie. Żałowała, że nie ma nawet numeru telefonu. Pragnęła cofnąc czas i nie odejść bez słowa pożegnania! Teraz zostały jej wspomnienia. Owszem piękne, ale tylko wspomnienia… Produkty spożywcze wpadały do wózka jeden za drugim, Madelaine nie zwracała na nie większej uwagi. Zapewne w takim melancholijnym nastroju dotarłaby do kasy, gdyby nie postać, która nagle pojawiła się przed nią. Gwałtownie zatrzymała wózek i zamarła, patrząc w oczy długowłosemu mężczyźnie. Wszędzie rozpoznałaby tę twarz…
            „Cholera… Chyba nie zastrzeli mnie przy wszystkich?” – przemknęło jej przez myśl. Zacisnęła palce na rączce wózka. Serce waliło jej jak oszalałe, a gardło miała ściśnięte. Nie rozumiała ogarniającej ją paniki: przecież żyła w wolnym państwie, każdy mógł robić zakupy w takim sklepie, jakim chciał. Może po prostu przypadkiem na siebie wpadli? Zrozumiała, jak naiwnie próbowała przekonać samą siebie… Facet zatarasował przejście.
- Daj mi przejść. – na ostatnim słowie głos odmówił jej posłuszeństwa, dlatego odwróciła wzrok i zacisnęła usta w wąską kreskę. Instynkt podpowiadał jej, że zbyt szybko zapomniała o broni w domu Charlesa, że nieznajomy może być śmiertelnie niebezpieczny…
- Najpierw musimy porozmawiać, pani Campbell. – wysyczał przestępca. – Nie jestem pewien, co w takiej lolitce jak pani widzi King, ale ostrzegam… - Maddie poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy, gdy mężczyzna znacząco się do niej przybliżył. – Sugeruję szybko zlegalizować wasz związek. Bo widzi pani… „Narzeczony” chyba wielu rzeczy o sobie pani nie powiedział. – irytował ją ten pełen wyższości ton. Nigdy nie pozwalała wejść sobie na głowę bądź być zdominowaną, adrenalina buzująca w jej żyłach dodała tylko odwagi.
- Nie znam pana nazwiska, ale niech pan mi wierzy: takie groźby nie robią na mnie wrażenia. To moja sprawa, z kim się spotykam i co robię… Auć! – jej twarz wykrzywił grymas bólu, gdy nieznajomy zacisnął palce wokół jej nadgarstka.
- Nawet nie wiesz, w co się wplątałaś. – powiedział szeptem. – Jesteś o krok od śmierci, ale jeśli wolisz zgrywać bohaterkę, to mogę z tobą skończyć tu i teraz. Rozumiesz? – kobieta uparcie spoglądała gdzieś w bok przygryzając wargi. Nie chciała, żeby zauważył, jak bardzo się boi. Zareagowała dopiero, gdy boleśnie wykręcił jej rękę. Z drżącym sercem splunęła mu w twarz, ominęła go i biegiem ruszyła do wyjścia. Zostawiła swoje zakupy, potrącała oburzonych ludzi, a odprowadził ją krzyk:
- Śledzimy każdy twój krok!

Od tamtej pory kobieta nikomu nie otworzyła drzwi, zasłoniła roletami wszystkie okna, nie odpowiadała ani na wiadomości tekstowe, ani na telefony. Kto by się nią przejmował? Matka napisała tylko raz. Miała ważniejsze sprawy na głowie: utrzymanie swojego młodszego kochanka i solarium. Przyjaciół nie miała. Być może to jej wina, sama wybrała życie pustelnika. Od małego chciała być najlepsza: dla tańca poświęciła wszystko. O wiele ważniejsza była dla niej cicha pochwała z ust nauczycielki niż spotkanie z przyjaciółkami po treningu. Na szkolnym korytarzu nie miała się do kogo odezwać, ale liczył się tylko balet. Złamanie nogi przekreśliło wszystkie marzenia i została sama. Nikt jej nie wspierał. Odkąd odszedł jej ojciec... Dla niego zawsze była małą królewną.
O wiele lepszy język miała z chłopakami, może za sprawą starszego brata. Tylko dzięki niemu nie zwariowała, samotnie spędzając popołudnia. Sytuacja zmieniła się nieco w liceum, ale liczyła się tylko podczas organizowania imprez lub sporadycznych wypadów do baru. Samotność nie doskwierała jej zbyt mocno – dla niej powodem do dumy było to, że nie zakochiwała się na pierwszej randce.
Ale co bolało ją najmocniej? Nie umiała zapomnieć o Charlesie, po raz pierwszy w życiu jakiś człowiek tak mocno zawładnął jej umysłem. Czy go kochała? To niemożliwe. Ale gdyby spędzili ze sobą więcej czasu, to stałby się mężczyzną jej życia… Była tego pewna. Tak bardzo obawiała się, że on nie czuje tego samego, że była dla niego jednorazową przygodą!
Madelaine zaciągnęła się papierosem i poczuła, jak dym łaskocze ją w płuca. Ze złością otarła łzę, która mimo woli spłynęła jej po policzku. W umyśle kobiety niczym kolec tkwił lęk przed śmiercią. Czy naprawdę mogli ją zabić tylko dlatego, że znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie? Kim byli ci ludzie? Dlaczego tej dwójce mężczyzn tak bardzo zależało na jej unicestwieniu?
Z ponurych rozmyślań wyrwał ja dźwięk dzwonka. Kobieta bardzo chciała go zignorować, jednak tajemniczy ktoś dobijał się coraz mocniej. Madelaine wstała i powłócząc nogami skierowała się do przedpokoju. Bała się? Może odrobinę. Według niej przypominała wypranego z emocji manekina - nie człowieka. Nie zawracała sobie głowy uchylaniem drzwi: otworzyła je na oścież i zamarła.
Patrzyła w oczy temu mężczyźnie, który nawiedzał ją w snach, który bezczelnie siedział w jej głowie. Zadziwiona upuściła niedopałek na podłogę i wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi ustami. Co dziwne, nie miała najmniejszej ochoty go pocałować, a przecież marzyła o tym przez ostatnie tygodnie. Ogarnęła ją zimna furia - dlaczego po miesiącu milczenia, zdaniu jej na łaskę jakiś psycholi, on teraz jak gdyby nigdy nic stoi w progu jej domu, w dodatku nieśmiało się uśmiecha?! Rzuciła mu pogardliwe spojrzenie jednocześnie czując, jak miękną jej kolana. Pragnęła jak najszybciej zamknąć się z powrotem w domu i czekać na śmierć, ale blondyn wsunął się do mieszkania. Oburzona rozwarła wargi, aby zaprotestować, ale on zamknął jej usta czułym pocałunkiem. Mogła mu się oddać, po raz kolejny wtulić w jego ramiona, chociaż... Nie tego chciała. Potrzebowała wyjaśnień. Odepchnęła zaskoczonego mężczyznę od siebie i wrzasnęła:
- Co tu się do jasnej cholery dzieje?!

*~*
Mam taki mętlik w głowie. Nie wiem, czy opłaca mi się pisać, bo dla kogo? Straciłam cały zapał do prowadzenia wszystkich blogów... Najchętniej rzuciłabym to wszystko w kąt i zapomniała. Dobrze, że jutro wleję w siebie morze alkoholu i wszystkie problemy gdzieś odpłyną.
Przepraszam, ale to wszystko mnie dobija...
Wasza A.

5 komentarzy:

  1. http://przemysleniamarzycielki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ejjj, Ty pindunio, czemu nie ma u mnie powiadomienia, ze nastepnych czapter! ;(( Patrz z jakim opoznieniem tu dotarlam! ;( W ogole na blogach nie bylam ostatnio. ;/

    ja Ci dam, ze przestajesz! ja Ci dam!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, jak skonczysz w atkim momencie to bede musiala sie pofatygowac i wyciagnac reszte z Twojej glowy! I nie bedzie to mile doswiadczenie! Obiecuje!


    Pisz Kochana!!!!! Ja kce, ja musze, ja potzrebuje!!!!! :(( Albo sie znerwuje na super powaznie! :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie! Mój Boże, zakochałam się <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zakazuję ci. Oficjalnie otrzymujesz zakaz ode mnie, Kincaid, na porzucanie czegokolwiek. Nie ma zmiłuj. Wlazłaś w gówno, to już nie wyjdziesz, przykro mi, będę cię w nim trzymała. A spróbuj się tylko wyrwać... Groźby, groźby, ale widać, potrzebne. Nie pochwalę cię za rozdział. Mam focha. Metoda na niego jest tylko jedna - trzecia część.
    Czekam. Nie każ czekać dłużej, bo razem z Mil przeprowadzimy na ciebie inwazję. Seriously.

    Takim oto miłym akcentem kończę swą wypowiedź.
    Pozdrawiam,
    Kincaid

    OdpowiedzUsuń