Cztery
tygodnie wcześniej kobieta robiła zakupy w osiedlowym supermarkecie. Cały czas
miała w głowie noc spędzoną z Charlesem i to wizja jego pocałunków opanowała
jej umysł. Incydent w kuchni mężczyzny zepchnęła gdzieś w zakamarki swojego
mózgu. Być może jej kochanek miał po prostu ekscentrycznych znajomych? Nie obchodziło
jej to, liczył się tylko on. Widziała go w każdym mijanym mężczyźnie, chował
się za sałatą w lodówce, wplątywał między nitki makaronu podczas codziennego
obiadu. Dlaczego nie potrafiła o nim zapomnieć? Przecież nic ich nię łączyło,
przynajmniej na razie nie poznała żadnych jego zainteresowań. Kilka godzin
wywróciło jej świat do góry nogami. Pamiętała złoty odcień jego włosów,
krzywiznę ust, zatopione w niej dumne spojrzenie, pierwsze zmarszczki wokół
oczu, dłonie uczące ją, jak osiąga się spełnienie. Żałowała, że nie ma nawet
numeru telefonu. Pragnęła cofnąc czas i nie odejść bez słowa pożegnania! Teraz
zostały jej wspomnienia. Owszem piękne, ale tylko wspomnienia… Produkty
spożywcze wpadały do wózka jeden za drugim, Madelaine nie zwracała na nie większej
uwagi. Zapewne w takim melancholijnym nastroju dotarłaby do kasy, gdyby nie
postać, która nagle pojawiła się przed nią. Gwałtownie zatrzymała wózek i
zamarła, patrząc w oczy długowłosemu mężczyźnie. Wszędzie rozpoznałaby tę
twarz…
„Cholera…
Chyba nie zastrzeli mnie przy wszystkich?” – przemknęło jej przez myśl.
Zacisnęła palce na rączce wózka. Serce waliło jej jak oszalałe, a gardło miała
ściśnięte. Nie rozumiała ogarniającej ją paniki: przecież żyła w wolnym
państwie, każdy mógł robić zakupy w takim sklepie, jakim chciał. Może po prostu
przypadkiem na siebie wpadli? Zrozumiała, jak naiwnie próbowała przekonać samą
siebie… Facet zatarasował przejście.
- Daj mi przejść. – na ostatnim
słowie głos odmówił jej posłuszeństwa, dlatego odwróciła wzrok i zacisnęła usta
w wąską kreskę. Instynkt podpowiadał jej, że zbyt szybko zapomniała o broni w
domu Charlesa, że nieznajomy może być śmiertelnie niebezpieczny…
- Najpierw musimy porozmawiać,
pani Campbell. – wysyczał przestępca. – Nie jestem pewien, co w takiej lolitce
jak pani widzi King, ale ostrzegam… - Maddie poczuła, jak krew odpływa jej z
twarzy, gdy mężczyzna znacząco się do niej przybliżył. – Sugeruję szybko
zlegalizować wasz związek. Bo widzi pani… „Narzeczony” chyba wielu rzeczy o
sobie pani nie powiedział. – irytował ją ten pełen wyższości ton. Nigdy nie
pozwalała wejść sobie na głowę bądź być zdominowaną, adrenalina buzująca w jej żyłach
dodała tylko odwagi.
- Nie znam pana nazwiska, ale niech
pan mi wierzy: takie groźby nie robią na mnie wrażenia. To moja sprawa, z kim
się spotykam i co robię… Auć! – jej twarz wykrzywił grymas bólu, gdy nieznajomy
zacisnął palce wokół jej nadgarstka.
- Nawet nie wiesz, w co się
wplątałaś. – powiedział szeptem. – Jesteś o krok od śmierci, ale jeśli wolisz
zgrywać bohaterkę, to mogę z tobą skończyć tu i teraz. Rozumiesz? – kobieta uparcie
spoglądała gdzieś w bok przygryzając wargi. Nie chciała, żeby zauważył, jak
bardzo się boi. Zareagowała dopiero, gdy boleśnie wykręcił jej rękę. Z drżącym
sercem splunęła mu w twarz, ominęła go i biegiem ruszyła do wyjścia. Zostawiła
swoje zakupy, potrącała oburzonych ludzi, a odprowadził ją krzyk:
- Śledzimy każdy twój krok!
Od tamtej pory kobieta nikomu nie
otworzyła drzwi, zasłoniła roletami wszystkie okna, nie odpowiadała ani na
wiadomości tekstowe, ani na telefony. Kto by się nią przejmował? Matka napisała
tylko raz. Miała ważniejsze sprawy na głowie: utrzymanie swojego młodszego
kochanka i solarium. Przyjaciół nie miała. Być może to jej wina, sama wybrała
życie pustelnika. Od małego chciała być najlepsza: dla tańca poświęciła wszystko. O wiele ważniejsza była dla niej cicha pochwała z ust nauczycielki niż spotkanie z przyjaciółkami po treningu. Na szkolnym korytarzu nie miała się do kogo
odezwać, ale liczył się tylko balet. Złamanie nogi przekreśliło wszystkie
marzenia i została sama. Nikt jej nie wspierał. Odkąd odszedł jej ojciec... Dla niego zawsze była małą królewną.
O wiele lepszy język miała z chłopakami, może za sprawą starszego brata. Tylko dzięki niemu nie zwariowała, samotnie spędzając popołudnia. Sytuacja zmieniła się nieco w liceum, ale liczyła się tylko podczas organizowania imprez lub sporadycznych wypadów do baru. Samotność nie doskwierała jej zbyt mocno – dla niej powodem do dumy było to, że nie zakochiwała się na pierwszej randce.
O wiele lepszy język miała z chłopakami, może za sprawą starszego brata. Tylko dzięki niemu nie zwariowała, samotnie spędzając popołudnia. Sytuacja zmieniła się nieco w liceum, ale liczyła się tylko podczas organizowania imprez lub sporadycznych wypadów do baru. Samotność nie doskwierała jej zbyt mocno – dla niej powodem do dumy było to, że nie zakochiwała się na pierwszej randce.
Ale co bolało ją najmocniej? Nie
umiała zapomnieć o Charlesie, po raz pierwszy w życiu jakiś człowiek tak mocno zawładnął jej umysłem. Czy go kochała? To niemożliwe.
Ale gdyby spędzili ze sobą więcej czasu, to stałby się mężczyzną jej życia…
Była tego pewna. Tak bardzo obawiała się, że on nie czuje tego samego, że była
dla niego jednorazową przygodą!
Madelaine zaciągnęła się papierosem i poczuła, jak dym łaskocze ją w płuca. Ze złością otarła łzę, która mimo woli spłynęła jej po policzku. W umyśle kobiety niczym kolec tkwił lęk przed śmiercią. Czy naprawdę mogli ją zabić tylko dlatego, że znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie? Kim byli ci ludzie? Dlaczego tej dwójce mężczyzn tak bardzo zależało na jej unicestwieniu?
Madelaine zaciągnęła się papierosem i poczuła, jak dym łaskocze ją w płuca. Ze złością otarła łzę, która mimo woli spłynęła jej po policzku. W umyśle kobiety niczym kolec tkwił lęk przed śmiercią. Czy naprawdę mogli ją zabić tylko dlatego, że znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie? Kim byli ci ludzie? Dlaczego tej dwójce mężczyzn tak bardzo zależało na jej unicestwieniu?
Z ponurych rozmyślań wyrwał ja dźwięk dzwonka. Kobieta bardzo chciała go zignorować, jednak tajemniczy ktoś dobijał się coraz mocniej. Madelaine wstała i powłócząc nogami skierowała się do przedpokoju. Bała się? Może odrobinę. Według niej przypominała wypranego z emocji manekina - nie człowieka. Nie zawracała sobie głowy uchylaniem drzwi: otworzyła je na oścież i zamarła.
Patrzyła w oczy temu mężczyźnie, który nawiedzał ją w snach, który bezczelnie siedział w jej głowie. Zadziwiona upuściła niedopałek na podłogę i wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi ustami. Co dziwne, nie miała najmniejszej ochoty go pocałować, a przecież marzyła o tym przez ostatnie tygodnie. Ogarnęła ją zimna furia - dlaczego po miesiącu milczenia, zdaniu jej na łaskę jakiś psycholi, on teraz jak gdyby nigdy nic stoi w progu jej domu, w dodatku nieśmiało się uśmiecha?! Rzuciła mu pogardliwe spojrzenie jednocześnie czując, jak miękną jej kolana. Pragnęła jak najszybciej zamknąć się z powrotem w domu i czekać na śmierć, ale blondyn wsunął się do mieszkania. Oburzona rozwarła wargi, aby zaprotestować, ale on zamknął jej usta czułym pocałunkiem. Mogła mu się oddać, po raz kolejny wtulić w jego ramiona, chociaż... Nie tego chciała. Potrzebowała wyjaśnień. Odepchnęła zaskoczonego mężczyznę od siebie i wrzasnęła:
- Co tu się do jasnej cholery dzieje?!
Patrzyła w oczy temu mężczyźnie, który nawiedzał ją w snach, który bezczelnie siedział w jej głowie. Zadziwiona upuściła niedopałek na podłogę i wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi ustami. Co dziwne, nie miała najmniejszej ochoty go pocałować, a przecież marzyła o tym przez ostatnie tygodnie. Ogarnęła ją zimna furia - dlaczego po miesiącu milczenia, zdaniu jej na łaskę jakiś psycholi, on teraz jak gdyby nigdy nic stoi w progu jej domu, w dodatku nieśmiało się uśmiecha?! Rzuciła mu pogardliwe spojrzenie jednocześnie czując, jak miękną jej kolana. Pragnęła jak najszybciej zamknąć się z powrotem w domu i czekać na śmierć, ale blondyn wsunął się do mieszkania. Oburzona rozwarła wargi, aby zaprotestować, ale on zamknął jej usta czułym pocałunkiem. Mogła mu się oddać, po raz kolejny wtulić w jego ramiona, chociaż... Nie tego chciała. Potrzebowała wyjaśnień. Odepchnęła zaskoczonego mężczyznę od siebie i wrzasnęła:
- Co tu się do jasnej cholery dzieje?!
*~*
Mam taki mętlik w głowie. Nie wiem, czy opłaca mi się pisać, bo dla kogo? Straciłam cały zapał do prowadzenia wszystkich blogów... Najchętniej rzuciłabym to wszystko w kąt i zapomniała. Dobrze, że jutro wleję w siebie morze alkoholu i wszystkie problemy gdzieś odpłyną.
Przepraszam, ale to wszystko mnie dobija...
Wasza A.